Uwielbiam obserwować psy i wszystko, co z nimi związane. Nie twierdzę jednak, że jestem dobrym obserwatorem. Każdy przecież widzi co innego. Lub widzi to samo, lecz inaczej interpretuje.
Co ja widzę?
Widzę Lunkę i Bajzla. W różnych okolicznościach. Widzę, kiedy Bajzel wisi wgryziony w Luny ucho. Widzę, kiedy Bajzel jest zazdrosny i domaga się pieszczot, gdy Lunka jest głaskana, a nie on. Widzę jak Bajzel z chciwości wsunąłby swoją porcję karmy, by zaraz potem wparzyć do miski psiej seniorki. Widzę jak bardzo Bajzel jest absorbujący, podczas gdy Lunka zadowoli się swoją porcją karmy, wyjściem na ogródek i ewentualnym „głasknięciem”.
Tak, taki jest Bajzel! Czasem to istny demon, który przegryzie nie wiadomo kiedy kabel w taki sposób, że dochodzi do zwarcia i cały dom pogrąża się w ciemności z powodu braku prądu.
Zadziora, cwaniak i Grizzly jakich mało! Takie jest drugie oblicze tego kochanego i słodkiego pieska ze zdjęć…
Ale! Nie byłabym sobą, gdybym nie dopatrzyła się tej dobry strony. Przecież każde żywe stworzenie, nieważne czy to pies, kot czy człowiek, ma swoje wady. I słusznie. Bo w świecie idealnym, w którym nie ma błędów, dostalibyśmy bzika. Nie mielibyśmy możliwości rozwoju, nauki, doskonalenia siebie i innych. Ale nie o tym. Mnie zachwyca coś innego.
To, co mi imponuje to potęga psiej przyjaźni. Luna jest doskonałym przykładem psiej wierności i przyjaźni (no może z wyjątkiem, kiedy ktoś trzyma w ręce kiełbasę;). Znosi cierpliwie cały ten #Bajzel, nie dokuczając, nieszczególnie dopominając się o cokolwiek.
Zaakceptowała nowego członka rodziny, przyjmując go jak brata.
Wiekowa psia emerytka i nieokiełznane psie dziecko. Dostojność, która kontrastuje z totalnym bajzlem:). Taki ogień i woda. Różne, ale tak sobie bliskie. Przyjaźń mimo pogryzionych uszu i ubłoconych pysków…