No dobra. Trzeba coś z tym zrobić. Stety niestety nie jestem człowiekiem internetu ani urodzonym influencerem. Potrafię po godzinie w pracy zorientować się, że zostawiłam telefon w domu w gniazdku do ładowania… Mój detoks od social media odbywa się prawie codziennie (z małymi wyjątkami). Często słyszę: „Widziałaś co wrzuciłem na Facebooka?”, „Wysłałam Ci maila kilka dni temu…”. Dlatego pojawienie się tutaj to dla mnie nie lada wyczyn. Korzystając z okazji, że nie mam żadnej wymówki, chcę się podzielić z Wami, moi zadziwiający mnie czytelnicy i obserwatorzy, pewnymi spostrzeżeniami.

Siedzę właśnie z Bajzlem gdzieś między drzewami, pomiędzy łąkami ukochanego Beskidu i wracam do tego, co zaczęłam ponad dwa lata temu. Do pisania. To nie jest postanowienie poprawy. To jest korzystanie z dobrej okazji + kilka czynników/ludzi, którzy uświadamiają mi, że czekają na wpisy na Bajzlu;).

No więc (tak, wiem, że tak się zdania nie zaczyna, ale w końcu ten blog nie jest idealny:) siedzę sobie z Burdelsonem, który dumnie patrzy w stronę panoramy Beskidu. Wokół nas cisza, przerywana podmuchami wiatru, który tańczy z liśćmi drzew i kołysze trawą, przelatującymi owadami i tymi piszczącymi w trawie.

W końcu udało nam się wylądować w miejscu, gdzie naprawdę odpoczywam i resetuję się, w miejscu, w którym się wręcz wychowałam – w górach. Tak blisko domu, a tak daleko od spraw do załatwienia, problemów, pracy, obowiązków i … bieżącej wody;).

Fajne (tak, wiem, że są lepsze przymiotniki w języku polskim, ale ten jest po prostu fajny:) jest to, że zaraz obok mnie jest Bajzel, który nic nie mówi, nie szczeka nawet, tylko grzecznie leży obok mnie, pozwalając mi się cieszyć w spokoju tym wszystkim.

Fajne jest to, że zaraz wrócę z porannego spaceru do śpiącego smacznie w namiocie narzeczonego, w którym mam tak wielkie oparcie w życiu.

Fajne jest to, że nasze szalone trio (Kasia + Artur + Bajzel) ma możliwość wspólnego podziwiania pięknego Beskidu.

Fajne jest to, że do szczęścia potrzebujemy chleba, konserwy i karmy, żeby mieć siłę cieszyć się tym wszystkim wokół!

Fajne jest to, że wrócimy do domu pachnącego krewetkami zrobionymi przez tatę w asyście mamy.

Fajne jest też to, że Bóg pozwolił mi się cieszyć z tych mniejszych cudów, np. ze znalezionych poziomek, jak i z tych bardziej ekskluzywnych, np. krewetkami taty 🙂

Fajnie jest…

PS. W trakcie edycji tekstu dowiedziałam się, że uczeń przerósł mistrza i krewetki zostały zrobione przez mamę. Mamo, przepraszam za wprowadzenie ludzi w błąd. Krewetki były obłędne! 😉